Mistrz Świeckich
Ceremonii Pogrzebowych

                      Patrycja Owczarzak


Jak zostać mistrzem? 

Czasami ktoś zapyta… A ja powiem tak. Kto tak pyta i ewidentnie oczekuje schematu działania – ten zrobił niewiele w tej kwestii… Ale że to jednak odpowiedź „nie po mojemu”, to zaraz potem mam ochotę rzec od serca tak: 

- nie uznaję żadnych kursów – tak jak i do szkolnictwa zawsze miałam ambiwalentne odczucia; jestem zdecydowaną zwolenniczką autoedukacji. Twórczej i podkreślającej indywidualizm jednostki. Siedzę w książkach tak samo intensywnie jak gruntownie poznaję ludzi i ich doświadczenia przy każdej możliwej okazji, 

- musisz siebie samodzielnie wymyśleć – posługa to nie rutynowa praca. Nie da się jej zaszufladkować w zestaw nakazów i zakazów. Szablonów i utartych scenariuszy. Żaden kurs nie pomoże, jeśli nie masz „tego czegoś” w sobie. Nie masz na siebie pomysłu = nie masz doświadczenia. Przykro mi. Nie sięgaj po mechanizm plagiatu!

- myślisz głównie o zarobkowaniu? Już na starcie to poważny błąd. Będziesz tylko jedną / jednym z wielu. Może na początku będą Cię zatrudniać (np. jeśli podasz mierne słowo klucz – „ale ja jestem tańszy niż…”). Z czasem odkryją, że niewiele z siebie dajesz Rodzinom, a wyłącznie „zabierasz” – ich spokój przy organizacji pogrzebu, a finalnie renomę zakładowi etc. No właśnie… Mistrz jest rzetelną i wiarygodną wizytówką zakładu z zakresu empatii, a nie gwiazdą estrady i „mistrzem szybkiego zysku”; 

- wiesz co znaczy (tak gruntownie) etyka w tej posłudze? Odpowiedzialność za słowa wypowiadane do tłumu zgromadzonych? Czy wiesz, że ludzie słuchają Cię wtedy jak mało kogo? I można zarówno podnieść kogoś z kolan jak i doprowadzić go do poważnych rozterek? Były przypadki skarg na mistrzów, którzy wypowiadali się niczym sędziowie nad grobem...

- jesteś skłonna / skłonny pracować o świcie i po nocy – bo Rodzina nie daje sobie rady z faktem np. śmierci samobójczej? Szuka u Ciebie pomocy… Dasz radę? Znasz się na rzeczy?

- jesteś wierzący / niewierzący? Dla mnie nie ma to znaczenia - choć prywatnie jestem osobą głęboko wierzącą i praktykującą. Ważne jednak, że jeśli deklarujesz się być ateistą, nie mów jednocześnie w wywiadach, że jesteś gotowy/gotowa modlić się z Rodzinami przy grobie, bo to jawna kpina. W minionym roku taka wypowiedź została utrwalona w wywiadzie telewizyjnym z jednym z mistrzów. Zgroza.

A z rzeczy mniej „skomplikowanych” ;-) Jak szeroka jest Twoja wiedza ogólna? Nie tylko ta wyniesiona ze szkoły.
Nie będę precyzować co konkretnie mam na myśli, bo powinieneś / powinnaś sam/a wiedzieć co może Ci się przydać i w jakich kierunkach trzeba notorycznie się dokształcać. Nie bez powodu chcą nazywać nas mistrzami... Pracujmy na ten tytuł!

Jak chcesz siebie ubrać? Tak dosłownie. Pamiętaj o jednym. Zanim założysz na szyję godło Polski – zapoznaj się z Ustawą z dnia 31 stycznia 1980 r. o godle, barwach i hymnie Rzeczypospolitej Polskiej oraz o pieczęciach państwowych. Tam jest czarno na białym napisane…

Mam tłumaczyć dalej proces stawania się mistrzem? No…? To jak to z Tobą jest? 

Ważne p.s.

Po pierwsze – przepraszam z góry za być może dość obcesową wypowiedź – to celowe. Bo kandydat na mistrza musi być bezdyskusyjnie przekonaną osobą o sobie w tej roli – i tego typu wypowiedzi nie powinny go urażać, a jedynie motywować.

Po drugie. Mojego następcę obserwuję od 17 lat… Dopiero niedawno powiedział mi – „Mamo, chcę Ci pomagać. Mogę?”. A ja myślę, że właśnie przyjęłam do pomocy całkiem dobrego praktykanta, przed którym… jeszcze przynajmniej kilka lat intensywnej nauki, a nade wszystko „doświadczania” ludzkich emocji, tragedii i cierpienia. O wiedzy ogólnej to już nie wspomnę. Bo tak właśnie powinna wyglądać droga do podjęcia się mistrzowskiej posługi. Tego na kursach nikogo nie nauczą. No. Ale to moje zdanie. Narzucać go nie zamierzam. Płynę swoim nurtem przekonań. I dlatego pracuję z zakładami, które podzielają moje zdanie i lojalnie zapraszają od lat do współpracy– za co z serca DZIĘKUJĘ! A jeśli od współpracy kiedyś odstąpią - mam nadzieję, że poznam powody. Tak byłoby uczciwie.

Jeszcze jedno. Kandydat na mistrza wchodząc „na rynek” powinien szanować fakt, że rynek jest wolny, ale wyboru jego posługi dokonuje zakład – zapraszając do współpracy - lub rodzina. Próby przekonywania do siebie na siłę – przy braku poszanowania faktu, że z danym zakładem współpracuje już inny mistrz, negatywne opinie serwowane o innych mistrzach etc. – są praktykami karygodnymi. Podobnie jak np. donosy do urzędów, że zakład komunalny wybiera takiego a nie innego mistrza do współpracy. I piszę to niestety z autopsji.

Zanim zainwestujesz w siebie i wejdziesz na rynek, bądź przekonany, że swoim wejściem zrobisz coś wartościowego dla branży, a nade wszystko – czy nie odbierzesz komuś dość bezpardonowo pracy. Tylko dlatego, że ty tak chcesz. Bo zamarzył ci się „łatwy zarobek”. To nie tak… Nade wszystko jednak zapamiętaj - mistrzowska posługa to ogromna odpowiedzialność za rozterki drugiego człowieka - pogrążonego w żałobie. To zawsze powinno stać na pierwszym miejscu Twoich priorytetów w posłudze.

Wszystko co do tej pory osiągnęłam, wypracowałam sobie sama. Nikogo „nie podglądałam” przy pracy i nadal z przekonania nie oglądam profili konkurencji. Nikomu nie zabrałam ani grama z jego wizerunku, nie cytowałam, nie podbierałam scenariusza przebiegu ceremonii. Nie znoszę po prostu plagiatów. Uważam je za technikę słabych ludzi. Teraz z radością przyjmuję zaproszenia do współpracy od kolejnych zakładów, ale nadal zachowuję maksymalną pokorę wobec tego, do czego posyła mnie los. A w moim przekonaniu jeszcze - Siła Wyższa.

Wybór osoby mistrza do współpracy jest wyborem wolnym. Szanuję to.
Moja strona internetowa zawiera w sobie liczne referencje o mojej posłudze. Moje media społecznościowe są dowodem wystarczającym na rzetelność mojej pracy. I to powinno wystarczyć zakładowi czy Rodzinie, aby podjąć decyzję o współpracy ze mną.

Dlatego...
Ubolewam nad przykrymi praktykami konkurencji (typu nagrywanie mnie bez mojej wiedzy na ceremoniach, podważanie jakości mojej posługi przed rodzinami, wspomniany donos…), ale wyznaję dewizę, że „dobra i rzetelna posługa obroni się sama”. A resztę trzeba przetrzymać, jeśli głęboko wierzę w sens tego, co chciałabym robić jak najdłużej. Wybaczcie Państwo jeśli charakter wypowiedzi tego artykułu być może wydawać się Wam „ostry”, ale o pewnych sprawach należy mówić wprost, aby je od razu ukrócić lub uleczyć.

Kłaniam się nisko - być może Wasz mistrz, ale naprawdę... przez małe "m". Zawsze będę to powtarzać.