Tanatopraktyk
Maluje spokój na twarzach umarłych...
Anna. Tanatopraktyk.
Kocha to co robi.
Brzmi jak banał? W przypadku tanatokosmetyki (tj. kosmetyki pośmiertnej) daleka byłabym od tego stwierdzenia. Kochać taką pracę to wielka rzecz.
To jedna z usług, która zdecydowanie może podnieść zainteresowanie Klientów danym zakładem. Wskazuje bowiem na Jego zaangażowanie, dbałość o detale, na to, że... zakład chce dać Klientom coś więcej. Coś, co wychodzi poza klasykę usług ze standardowej listy. Są zakłady, które już mają tę usługę w zestawie swojego „standardu”, ale są i takie, które jeszcze o tym w ogóle nie pomyślały.
Co mówi o sobie i o swojej pracy Anna....
Tanatokosmetyka pojawiła się w moim życiu dość nagle, znamiennie –
w salonie kosmetycznym, gdzie przez przypadek dowiedziałam się o tym zawodzie. Poczułam, co mnie zaskoczyło, że to moje przeznaczenie. Niezwłocznie znalazłam szkolenie i wybrałam najbliższy termin – tak aby poczucie, że „to właśnie chcę robić!”, nie opuściło mnie.
Prawda jest taka,
że aby w tej branży zaistnieć, musiałam przejść przez wszystkie szczeble pracy. Zaczynałam od samego „dołu” w hierarchii zakładu pogrzebowego. W sensie dosłownym. Niosłam trumny na pogrzebach, po których pomagałam
w zakopywaniu grobów. Prowadząc karawan jeździłam na wezwania.
Aż w końcu mogę zajmować się już tylko profesjonalną opieką nad ciałami zmarłych.
Nigdy nie czułam się tak spełniona, doceniona, potrzebna... jak właśnie za przyczyną tego, co teraz robię. Nie da się opisać wrażenia, jakie robi na mnie autentyczna radość Rodzin, kiedy otwieramy wieko trumny,
a żałobnicy oddychają z ulgą, uśmiechają się do Osoby Zmarłej, a potem...
do mnie. Z wdzięcznością.
Z osób zmarłych nie wolno żartować, szydzić, zachowywać się przy nich lekceważąco. Moim osobistym celem jest zadbanie o godność człowieka, do ostatniej chwili jego ziemskiej drogi. Z moich obserwacji wynika, że równie dużą traumą jak moment śmierci, może być ostatnie pożegnanie ze zmarłymi, którzy nie zostali do tego przygotowani w należyty sposób. Właśnie dlatego wybrałam i wykonuję moją pracę (misję!) w przekonaniu, że moment ostatniego pożegnania to trudna chwila, ale może pozostać zapamiętana przez bliskich jako piękna.
Przygotowania rozpoczynam od toalety pośmiertnej. Podstawą wszystkiego jest zamknięcie oczu, ust, usunięcie zarostu. Gdy jest taka konieczność, dokonuję tanatoplastyki (rekonstrukcji ubytków ciała). Następnie ubieram zmarłego. Potem przychodzi czas na tanatokosmetykę i wizaż. Co to w praktyce oznacza? Zatuszowanie zmian pośmiertnych, autentyczne zdjęcie z twarzy bólu
i cierpienia. Po wylewach twarze są niemal bordowe... – trochę czasu zabiera, aby to zniwelować, ale jest to możliwe. Do tego potrzebne są profesjonalne kosmetyki, wprawna ręka i doświadczenie. To mozolne zajęcie, bo nade wszystko nie można wykonać maski, a wręcz przeciwnie - trzeba zachować naturalność. Poza tym trzeba zadbać o naturalny wygląd fryzury, wąsów, paznokci...
Ile trwa powyższy proces? Różnie. Od pół godziny do półtorej godziny. Nie spieszę się... To przecież ostatnia rzecz jaką możemy zrobić dla zmarłego.