Oto jest pytanie...
Wszyscy robimy to samo. Żegnamy Zmarłych w obecności Ich Rodzin. Jesteśmy wyrazicielami myśli i odczuć osób zebranych przy grobie,
w niełatwym momencie pogrzebu.
Mistrzowie Świeckich Ceremonii Pogrzebowych.
Każdy z nas ma inny styl pracy – to podstawa naszej profesji. Najgorzej byłoby nas wrzucić „do jednego worka”. Czulibyśmy się nieswojo…
I dlatego od tego momentu przechodzę w opowiadaniu na „liczbę pojedynczą”...
Chcę wykonywać moją pracę dokładnie tak jak czuję, że powinna ona wyglądać - aby nie razić krzykliwym obrazem czy słowem, nie narzucać się z „usługą”,
a jednak dać wyraźnie znak w eterze – „jestem i będę, kiedy przyjdzie TA chwila. Możecie Państwo na mnie liczyć!".
Nie postrzegam mojego zawodu jako sensu stricto pracy w celach komercyjnych. Chcę o niej mówić “posługa”. Chcę służyć.
Moment śmierci, konieczność organizacji pogrzebu w przeciągu kilku dni zaledwie… - to dla większości osób zadanie ponad miarę.
Nagromadzenie emocji powoduje, że nawet najbardziej zamknięte w sobie osoby potrzebują je wyrazić, wykrzyczeć, wypłakać…
A ja… słucham. I staram się wyczytać wszystko – z myśli niewypowiedzianych, z ukrytych między wersami znaczeń, uspokoić, pocieszyć, znaleźć rozwiązanie…
Nie jestem cudotwórcą, ale nie umiem przejść obojętnie obok ludzkiego cierpienia.
I tutaj właśnie tkwi istota sprawy. Nie traktuję mojej posługi jako wyłącznie zadań operacyjnych, organizacyjnych, logistycznych
i merytorycznych.
Mistrzowska posługa to dla mnie rodzaj mentalnego towarzyszenia Rodzinom od momentu kiedy trafiają pod moją opiekę aż do dnia pogrzebu. Zdarza się, że długo dłużej…
Dlatego jeśli ktoś mnie zapyta - “zawód czy powołanie”, wiecie już chyba Państwo co odpowiem…